Tag Archives: Pamięć

Rodzina ma wychowywać dzieci do większej wolności, którą jest zdolność do powiedzenia Bogu «tak»

„Serdeczne pozdrowienie kieruję do Polaków. Dziś Niedziela Świętej Rodziny. Miłość, która jednoczyła Maryję i Józefa, i otaczała Boże Dziecię, niech jednoczy chrześcijańskie rodziny. Niech rodzi się z niej wzajemny szacunek między małżonkami, troska o każde nowe życie i o szczęśliwy rozwój przyszłych pokoleń. Wszystkie polskie rodziny polecam opiece Maryi i Józefa, i wypraszam dla nich Boże błogosławieństwo”.

Święta Rodzina jako wzór dla chrześcijańskich rodzin w kształtowaniu człowieczeństwa według zamysłu Bożego – to temat papieskiego rozważania na Anioł Pański. Benedykt XVI wskazał, że Bóg zechciał właśnie w taki sposób objawić się światu, stąd rodzina stała się ikoną boskiej trynitarnej natury. Bóg jest Trójcą, komunią miłości, a rodzina jest tego najbliższym wyrazem. Dzisiejsza liturgia – przypomniał Papież – przytacza jednak jeszcze inny ewangeliczny epizod, niż scenę, którą zobaczyli pasterze w Betlejem. Chodzi o historię dwunastoletniego Jezusa pozostałego w świątyni, gdy Maryja i Józef starają się zrozumieć jego motywację „bycia w sprawach Ojca”. Benedykt XVI wskazał, że przecież to właśnie od rodziców dziecko uczy się „spraw Ojca” – modlitwy, przestrzegania przykazań, słuchania bardziej Boga niż ludzi. Tak było też z małym Jezusem.

Tu możemy dostrzec autentyczne znaczenie chrześcijańskiego wychowania – powiedział Benedykt XVI. – Jest ono owocem tak bardzo oczekiwanej współpracy wychowawców z Bogiem. Chrześcijańska rodzina jest świadoma, że dzieci są darem i zamiarem Bożym. Dlatego nie może ich uważać za swoją własność, ale służąc w nich planowi miłości Ojca ma wychowywać je do większej wolności, którą jest zdolność do powiedzenia Bogu «tak», by pełnić Jego wolę. Doskonałym wzorem owego «tak» jest Dziewica Maryja. Jej powierzmy nasze rodziny, prosząc szczególnie w intencji ich cennej misji wychowawczej” – mówił Papież.

tc/rv

Radio Watykańskie

Strona Stowarzyszenia Papaboys w Polsce

Dekrety Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych

Przyjmując 19 grudnia na audiencji prywatnej prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych abp. Angelo Amato, Papież upoważnił tę dykasterię do promulgowania ogółem 21 dekretów. Dziesięć z nich dotyczy cudów. Pięć przypisuje się wstawiennictwu błogosławionych, chodzi więc o warunek ich kanonizacji, a dalszych pięć – sług Bożych, którzy zatem będą mogli być już w bliskiej przyszłości beatyfikowani. Podczas gdy dekret o. ks. Jerzym Popiełuszce jest jedynym stwierdzającym męczeństwo, dziesięć pozostałych mówi o heroiczności cnót.

Wśród wspomnianych błogosławionych obok Stanisława Kazimierczyka znalazł się kanadyjski zakonnik oraz trzy założycielki zgromadzeń zakonnych: dwie Włoszki i Australijka. Ta ostatnia, zmarła w 1909 r. bł. Mary MacKillop, jest postacią najszerzej znaną. W Australii uważa się ją za narodową bohaterkę na polu edukacji i nowoczesnych dzieł miłosierdzia. Spotkała się ze strony hierarchii kościelnej z niezrozumieniem charyzmatu założonego przez nią zgromadzenia józefitek i była nawet przez pięć miesięcy ekskomunikowana, co jednak zniosła z wiarą. Siostrę Mary MacKillop beatyfikował w Australii w 1995 r. Jan Paweł II, a Benedykt XVI modlił się w ub. r. u jej grobu.

Słudzy Boży, których wstawiennictwu przypisuje się cudowne uzdrowienia, to trzej Hiszpanie – w tym dwaj kapucyni i jeden świecki – oraz dwie świeckie Włoszki: XIX-wieczna tercjarka i najmłodsza w tym gronie Chiara Badano z ruchu Focolari, zmarła w 1990 r. mając 19 lat.

Wśród dziesięciorga sług Bożych, których dotyczą dekrety o heroiczności cnót, jest tym razem dwóch Papieży. Obok naszego rodaka Jana Pawła II znalazł się Pius XII. Stwierdzenie heroiczności cnót Eugenio Pacellego, który po 19-letnim pontyfikacie zmarł 51 lat temu w Castelgandolfo, było już od dawna przygotowywane i oczekiwane. Sprawie beatyfikacyjnej towarzyszyły jednak polemiki wzniecane w różnych kręgach zwłaszcza od lat 60., po ukazaniu się osławionej sztuki Hochhuta „Namiestnik”. Jednak coraz częściej, również w pewnych środowiskach żydowskich, podnoszą się głosy w obronie tego Papieża. Znana jest z tego fundacja „Pave the Way”, którą założył w USA żyd Gary Krupp. Ostatnio zaapelowała ona do stale krytykującego Piusa XII Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie, by za to, co zrobił on dla ratowania Żydów – i to wcale nie tylko ochrzczonych – nadał mu tytuł „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata”.

Ponadto dekrety o heroiczności cnót dotyczą sześciorga Włochów: franciszkanina, salezjanina, trzech zakonnic i mężczyzny świeckiego, oraz francuskiego księdza i angielskiej zakonnicy.

ak/ rv

Radio Watykańskie

Strona Stowarzyszenia Papaboys w Polsce

Całun Turyński – internetowa rezerwacja wejściówek – internetowa rezerwacja wejściówek

Od 1 grudnia można już rezerwować wejściówki, by zobaczyć Całun Turyński. Uroczystości związane z jego wystawieniem rozpoczną się 10 kwietnia przyszłego roku i potrwają do 23 maja. Informacje dla pielgrzymów zgromadzono na stronie internetowej: www.sindone.org. Rezerwując należy wybrać datę i godzinę wizyty przed „cudownym płótnem”. Dotyczy to zarówno pielgrzymów indywidualnych, jak i rezerwacji grupowych. Organizatorzy zachęcają pielgrzymów do przyjazdu raczej w dni powszednie, ponieważ będzie wtedy nieco więcej czasu na modlitwę, niż w czasie weekendu, kiedy spodziewane są tłumy wiernych. Pielgrzymki zorganizowane rezerwują najczęściej soboty i niedziele.

Zamówione wejściówki są bezpłatne. Od 1 stycznia 2010 r. będzie można także dokonać rezerwacji telefonicznie. Według szacunków organizatorów jedną z najliczniejszych grup pielgrzymów będą mieszkańcy Europy Wschodniej, w tym Polacy i Rosjanie. Odpowiedzialni za logistykę wystawienia Całunu spodziewają się przyjazdu do stolicy Piemontu ponad 2 mln pielgrzymów, którym pomoże ponad 4 tys. wolontariuszy.

Benedykt XVI wyraził pragnienie odwiedzenia Turynu, gdy będzie tam wystawiany Całun. Papieska wizyta w tym mieście jest już oficjalnie potwierdzona i zaplanowana na 2 maja 2010 r. W czasie swojej pielgrzymki Ojciec Święty ma nawiązać do hasła towarzyszącego wystawieniu Całunu: Passio Christi, passio hominis – Męka Chrystusa, męka człowieka.

se/rv, sir

Radio Watykańskie

Całun Turyński

Strona Stowarzyszenia Papaboys w Polsce

Matka Teresa – miłość w prawdzie

Matka Teresa z Kalkuty„Wspomnienie błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty przypomina nam o dziełach miłosierdzia, miłości i współczuciu, które mają zasadnicze miejsce w naszym dzisiejszym byciu uczniami Chrystusa – powiedział o. Cedric Prakash SJ, przewodniczący jezuickiej organizacji walczącej o prawa człowieka w Indiach. 5 września w wielu miastach tego kraju odbyły się uroczystości z okazji 12. rocznicy śmierci apostołki miłosierdzia.

Uroczystościom w Kalkucie przewodniczył abp Lucas Sirkar, który odprawił Mszę św. w klasztorze zgromadzenia Misjonarek Miłości. Grób Matki Teresy odwiedziły tysiące katolików, ale też hinduistów i muzułmanów. Władze stanu Gudżarat zorganizowały modlitwy w ogrodzie miejskim w Ahmadabadzie, który nazwano jej imieniem. W tym samym stanie od jakiegoś czasu wybuchają gwałtowne zamieszki przeciw chrześcijanom i muzułmanom, wspierane przez tę samą lokalną administrację.

„Te «anomalie» w stanie Gudżarat są możliwe tylko i wyłącznie dzięki niezwykłej postaci Matki Teresy i pracy jej niestrudzonych sióstr Misjonarek Miłości – powiedział o. Prakash. – Ich dzieło nabiera jeszcze głębszego znaczenia w świetle ostatniej papieskiej encykliki Caritas in veritate”. Podczas swego życia Matka Teresa praktykowała na wiele sposobów miłość w prawdzie – dodał jezuita.

se/ asianews

http://www.oecumene.radiovaticana.org

POŻEGNALNA PRZEMOWA BENEDYKTA XVI W LUANDZIE

AFRYKA, Angola, BENEDYKT XVI

Ojciec Święty Benedykt XVI

Do odwagi w kroczeniu drogą pokoju, pojednania i przebaczenia wezwał mieszkańców Angoli i całej Afryki Benedykt XVI. W przemówieniu pożegnalnym wygłoszonym dzisiaj na lotnisku w Luandzie zaapelował także do rządzących, by dbali o dobro wspólne, a nie o własne korzyści, troszcząc się zwłaszcza o najuboższych.

Ekscelencjo Panie Prezydencie Republiki Najdostojniejsi Przedstawiciele władz cywilnych, wojskowych i kościelnych, 

Czcigodni Bracia i Siostry w Chrystusie, 
Wszyscy Przyjaciele z Angoli!
 

Żywo poruszony obecnością Waszej Ekscelencji, Panie Prezydencie, w tej chwili mego odlotu, pragnę wyrazić Mu swe uznanie i wdzięczność za wielkoduszną postawę, jaką mi okazał i gotowość do ułatwiania organizowania różnych spotkań, które dane mi było przeżyć. Zarówno do władz cywilnych i wojskowych, jak i do duszpasterzy i odpowiedzialnych za wspólnoty i działające w nich instytucje kościelne, kieruję najserdeczniejsze podziękowania za wszystkie radości, których doznałem w ciągu tych dni, jakie mogłem spędzić wśród was. Słowa uznania winien jestem pracownikom środków społecznego przekazu, funkcjonariuszom służb bezpieczeństwa i wszystkim wolontariuszom, którzy wielkodusznie, skutecznie i dyskretnie przyczyniali się do sukcesu mojej wizyty. 

Jestem wdzięczny Bogu za spotkanie z Kościołem żywym i, mimo trudności, pełnym entuzjazmu, który umie nieść swój krzyż i innych, świadczyć przed wszystkimi o zbawczej mocy przesłania ewangelicznego. Nadal głosi on, że nadszedł czas nadziei, włączając się w uspokajanie dusz i zapraszając do doświadczenia braterskiej miłości, która umiałaby otwierać się na przyjęcie wszystkich, w poszanowaniu myśli i uczuć każdego. Nadeszła godzina mego pożegnania przed powrotem do Rzymu, jestem smutny, że was opuszczam, ale szczęśliwy, że poznałem z bliska naród odważny, który jest zdecydowany odrodzić się. Mimo oporów i przeszkód, lud ten pragnie budować swą przyszłość, krocząc drogami przebaczenia, sprawiedliwości i solidarności. 

Angola Pope Africa

Pożegnanie Benedykta XVI w Luandzie

Jeśli mi pozwolicie na końcowy apel, chciałbym prosić, aby słuszna realizacja podstawowych dążeń najbardziej potrzebującej części ludności stanowiła główną troskę tych, którzy piastują stanowiska publiczne, zważywszy na to, że ich zamiarem – jestem tego pewien – jest wypełnić otrzymaną misję nie dla samych siebie, ale mając na względzie dobro wspólne. Nasze serce nie może zaznać pokoju, widząc braci cierpiących z powodu braku pożywienia, pracy, dachu nad głową lub innych podstawowych dóbr. Tymczasem aby zaproponować konkretną odpowiedź tym naszym braciom w człowieczeństwie, pierwszy wyzwaniem do wygrania jest solidarność: solidarność między pokoleniami, solidarność między krajami i kontynentami, która daje początek coraz bardziej wyrównanemu podziałowi bogactw ziemi między wszystkich ludzi. 

A z Luandy spoglądam na całą Afrykę, żegnając się do października, gdy w Mieście Watykanie spotkamy się na II Zgromadzeniu Specjalnym Synodu Biskupów, poświęconym temu kontynentowi, gdzie Słowo Boga, który stał się człowiekiem, znalazło schronienie. Obecnie proszę Boga, aby dał odczuć swą opiekę i pomógł niezliczonym uchodźcom i uciekinierom, którzy wędrują w nadziei na powrót do domu. Bóg z nieba powtarza im: „Nawet gdyby twa matka cię zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (por. Iz 49,15). Jesteście jak synowie i córki, które Bóg kocha; czuwa On nad waszymi dniami i nad waszymi nocami, nad waszymi trudami i dążeniami. 

Angola Afryka Benedykt XVI

Niech Bóg błogosławi Angolę! Niech błogosławi wszystkich jej synów i córki! Niech pobłogosławi teraźniejszość i przyszłość tego umiłowanego Narodu. Zostańcie z Bogiem!

Bracia i siostry z Afryki, drodzy Angolczycy, odwagi! Nie ustawajcie w dalszym kroczeniu drogą pokoju, dokonując gestów przebaczenia i pracując nad pojednaniem narodowym, aby nigdy przemoc nie zwyciężyła nad dialogiem, strach i zniechęcenie nad ufnością, a gniew nad miłością braterską. To zaś będzie mogło się stać, jeśli uznacie w sobie nawzajem dzieci tego samego i jedynego Ojca Niebieskiego. Niech Bóg błogosławi Angolę! Niech błogosławi wszystkich jej synów i córki! Niech pobłogosławi teraźniejszość i przyszłość tego umiłowanego Narodu. Zostańcie z Bogiem!

kg (KAI)/ Luanda

ŹRÓDŁO:   http://www.papiez.wiara.pl

Z DRUGIEJ STRONY OKNA

Abp Mokrzycki był osobistym sekretarzem  Jana Pawła II fot. Servizio Fotografico de l’O.R. fotografia z książki „najbardziej lubił wtorki”

Z drugiej strony okna

Zrywał się o 5.15, by oglądać wschód słońca. Nie lubił nowych butów. Uwielbiał za to słodycze – wywiad z papieskim sekretarzem abp. Mokrzyckim ukazuje prywatne życie Jana Pawła II.

Kulisy trudnych rozmów z Ali Agcą, Arafatem i Putinem, pełen humoru opis niedostępnego dla dziennikarzy codziennego życia Jana Pawla II, niezwykle poruszająca kronika jego ostatnich chwil. „Najbardziej lubił wtorki” – to niezwykła książka odsłaniająca fakty z życia Papieża Polaka. Wywiad rzekę z ks. abp. Mieczysławem Mokrzyckim, jego drugim osobistym sekretarzem, przeprowadziła dziennikarka TVN24 Brygida Grysiak. Ks. Mokrzycki, obecnie arcybiskup Lwowa, spędził u boku Jana Pawła II ostatnie lata jego życia. Został jego sekretarzem, gdy Papież miał za sobą już 18 lat pontyfikatu. – Nie był jeszcze tak bardzo chory. Używał laski, ale jeszcze niepublicznie – opowiada abp Mokrzycki. – Kiedy patrzył na mnie, zawsze się uśmiechał – wspomina. Papież miał niezwykłe poczucie humoru. Nawiązując do tego, że ks. Mokrzycki został prałatem, zaczepił go kiedyś: „Mieciu, prałacię mama?”. Śmiał się też głośno z dowcipu, który krążył po Watykanie: „Czym różni się Papież od Ducha Świętego? Duch Święty jest wszędzie, a Papież już tam był”. 

Brygida Grysiak z dziennikarską (i kobiecą) ciekawością pyta o detale. A ks. Mokrzycki nie dorabia ideologii. Mówi, jak było. – Jak pachniało u Ojca Świętego? – pyta dziennikarka. – Pachniało świeżością. Ojciec Święty lubił świeże powietrze. Lubił mieć otwarte okno nawet wtedy, gdy było chłodno. I trochę wiosną pachniało, bo na stoliku zawsze stały kwiaty. Siostra Jana co roku wiosną przynosiła z ogrodu konwalie. W sypialni stała fotografia rodziców w srebrnej ramce. Nad drzwiami – obraz Brata Alberta „Ecce Homo”. Papież wpatrywał się w niego, gdy leżał w łóżku. W sypialni był jeszcze jeden obraz – Jezusa Miłosiernego. W gabinecie z kolei ogromny obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Na biurku fotografia księcia Adama Sapiehy. Była jeszcze bardzo duża figura Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia. Stara, drewniana, stała w rogu gabinetu. Ojciec Święty często się przy niej zatrzymywał i ją całował. 

Strażnik poranka 
Papież lubił patrzeć na wschód słońca. Zrywał się o 5.15. Jeszcze przed Mszą św. zawsze odmawiał Różaniec… leżąc krzyżem. Na Mszę o godz. 7.30 zawsze zapraszał gości. Z każdym się witał, pytał, skąd pochodzi, co robi. Dla każdego miał jakieś miłe słowo. To nie były Msze jedynie dla zamkniętego kręgu. – Przychodzili także zwyczajni, prości ludzie. Czasami ktoś pisał: „Pragnieniem mojego życia jest spotkać się z Ojcem Świętym. Wiem, że takich ludzi są tysiące i mam małe szanse. Albo żadne…”. I wtedy myśleliśmy sobie, że taką osobę warto zaprosić. Nikt od Ojca Świętego nie wychodził bez różańca… 
Po Mszy św. było śniadanie, na które również zapraszano kilkoro gości. Papież nigdy (nawet w szpitalu!) nie jadał sam. W Watykanie żartowano, że przy Janie Pawle II dwie rzeczy nigdy nie były wiadome do ostatniej chwili: o której godzinie i z kim zje obiad… Nie rozstawał się z różańcem. – Na tarasie, na dachu, był malutki ogród i Ojciec Święty lubił tam się modlić. W każdy piątek odprawiał tam Drogę Krzyżową. Modlił się przed każdą audiencją – krótko adorował Jezusa w kaplicy.

Jego narkotykiem były książki – opowiada abp Mokrzycki. – Czytał życiorysy świętych, dzieła współczesnych teologów. Często wracał do książek naukowych, do teologii moralnej czy bioetyki. Od czasu do czasu sięgał po Trylogię Sienkiewicza. Żeby sobie przypomnieć… Przy kolacji Ojciec Święty zawsze oglądał zapowiedzi głównych tematów polskich „Wiadomości”. Jeśli było coś interesującego, oglądał dłużej. Rzadko coś komentował. Gdy nadchodziły niepokojące wiadomości, nie wypowiadał się na ten temat, raczej milczał. Ale po wyrazie twarzy można było wiele odczytać. Było mu przykro – opowiada abp Mokrzycki. Papież na bieżąco pytał o wyniki meczów. – Raczej nie wyrażał swych sympatii, ale nie było tajemnicą, że jego ukochaną drużyną była Cracovia. 

Po kolacji Ojciec Święty szedł do gabinetu. Do godziny 21.30 jeszcze pracował. Między godziną 22 a 22.30 po raz ostatni przed snem zaglądał do kaplicy. To była prywatna modlitwa. Do kaplicy zachodził zresztą przed każdym posiłkiem i po posiłku. Odmawiał wszystkie litanie do świętych. Bardzo je lubił. W każdy czwartek – obowiązkowo modlitwę do Ducha Świętego, a w piątki Drogę Krzyżową. Kładł się przed 23. Miał bardzo silny organizm. Wystarczyło 6 godzin snu i wstawał wypoczęty. Szybko regenerował siły. Było to widać także w ciągu dnia. Wystarczyło, że położył się na kwadrans i zmęczenie mijało. Codziennie przed snem patrzył przez okno na Plac Świętego Piotra i kreślił w powietrzu znak krzyża. To było jego prywatne wieczorne Urbi et Orbi. 

A czy Papież był grzeczny? 
A dlaczego Jan Paweł II najbardziej lubił wtorki? Bo był to jego wolny dzień – opowiada sekretarz. – Wyjeżdżaliśmy po śniadaniu. Do tej pory żaden papież nie „uciekał” z Watykanu na wypady w góry. Jan Paweł II był w tym rewolucyjny. Jedliśmy pod gołym niebem, na plastykowych talerzach. Gdy Ojciec Święty powiedział: „Mieciu, śpiewaj”, to już nie było wyjścia – śmieje się lwowski metropolita. – Musiałem śpiewać. Co? Najczęściej nie, jak się sądzi, „Barkę”, ale hymn, który Papież znał jeszcze z czasów kajakowych spływów. „O, której berła ląd i morze słucha. Jedyna moja po Bogu otucha”. Jakoś sobie radziłem. Ojciec Święty trochę mi pomagał i tak zapamiętałem cały tekst. Gdy do letniej rezydencji zjeżdżali przyjaciele z Polski, tradycją długich letnich wieczorów były wspólne śpiewy. „Czerwone maki”, „Wojenko, wojenko”. Te pieśni Papież lubił najbardziej – opowiada abp Mokrzycki. O czym marzył? Chciał jeszcze raz pojechać w Bieszczady. – A czego nie lubił? – dopytuje się dziennikarka TVN 24. – Nowych butów – uśmiecha się były papieski sekretarz. – Nosił stare tak długo, jak tylko mógł. Czasami już nawet telewizja zwracała uwagę, że Ojciec Święty ma podarte buty. – Ojciec Święty zawsze się modlił 13 maja o godz. 17. 

Odprawialiśmy Mszę św. w jego kaplicy jako dziękczynienie za ocalenie od śmierci. Co roku w Wielki Piątek schodził do Bazyliki św. Piotra, by spowiadać. Ktoś od nas szedł do kolejki i pytał kilka osób czy chcą być spowiadane przez Ojca Świętego. Jedni byli szczęśliwi, inni odmawiali, bo i takie historie pamiętam – opowiada papieski sekretarz. 6 grudnia do Jana Pawła II przychodził św. Mikołaj. To znaczy siostra zakonna z przyklejoną brodą. – Wchodził z dzwoneczkiem i z aniołkami. Oczywiście miał worek z prezentami. Na początku była część humorystyczna. Mikołaj zawsze coś powiedział na temat Ojca Świętego, na temat sekretarzy, na temat sióstr. Kto był grzeczny, a kto nie. Potem było rozdawanie prezentów. Dostawaliśmy drobne upominki: słodycze, szalik, czasami koszulkę. A Ojciec Święty dostawał to samo. Przeważnie były to słodycze, które tak lubił. 

Pozwólcie mi odejść 
W wywiadzie z abp. Mokrzyckim nie znajdziemy tanich sensacji. Jest za to sporo proroczych papieskich intuicji. – W młodzieży i w ruchach charyzmatycznych Jan Paweł II pokładał wielką nadzieję. Nie wszystkim podobał się ten styl spotkań z ludźmi neokatechumenatu czy ruchu Odnowy w Duchu Świętym. O ruchach charyzmatycznych mówił, że to laboratoria wiary. I bardzo tym laboratoriom kibicował. 

Najbardziej poruszające są ostatnie karty książki. Kronika umierania Papieża. Śledzimy, jak wyglądały ostatnie tygodnie zmagającego się z niemocą Jana Pawła II. Czytamy relacje z drugiej strony okna. Od strony podających Papieżowi kartki homilii, których nie był już w stanie przeczytać. – Pozwólcie mi odejść do domu Ojca – szepnął wycieńczony Papież do s. Tobiany. – To było jego pożegnanie. Potem już tylko: „Amen”. Był pogodny. Nie tak jak w filmie. 

Jego twarz promieniała. Nie była taka starcza i pomarszczona, miał do końca piękną, gładką twarz. Bo czasami widzieliśmy Ojca Świętego w tych trudnych momentach choroby. Wtedy na twarzy były i zmarszczki, i grymasy. A potem, w ostatnim czasie, jego twarz się zmieniła. Nie była już ani pomarszczona, ani blada. Tak umierają święci… Arcybiskup Lwowa zapytany, czy tęskni za Watykanem, odpowiada wprost: – Nie mam czasu. Jest tu tyle pracy. I nie zawsze jest łatwo… – A kiedy jest ciężko, prosi Ksiądz o pomoc Jana Pawła II? – pyta Brygida Grysiak. – Proszę. I zawsze pomaga.

ŹRÓDŁO:   http://goscniedzielny.wiara.pl

CZŁOWIEK ZAWIERZENIA

Sługi Bożego Jana Pawła II

SANTO SUBITO

Z ks. abp. Mieczysławem Mokrzyckim, koadiutorem archidiecezji lwowskiej, wieloletnim sekretarzem Sługi Bożego Jana Pawła II i Papieża Benedykta XVI.

Dziewięć lat pracy u boku Ojca Świętego Jana Pawła II. Jak wspomina Ksiądz Arcybiskup ten czas? 
– Był to szczególny czas łaski w moim życiu i powołaniu kapłańskim. Mogłem być u boku nie tylko Następcy św. Piotra, ale też wielkiego człowieka, wielkiego Polaka, Namiestnika Chrystusowego, który w pełni odzwierciedlał miłość Boga do człowieka. Sam będąc wielkim człowiekiem, uczył mnie poprzez Swoją posługę przede wszystkim wielkiego szacunku do innych ludzi. Nikt, nigdy nie był Mu obojętny i nie miało znaczenia, czy byli to wielcy, możni tego świata, czy zwykli, prości ludzie. Każdego zauważył, każdemu poświęcał czas i o każdego troszczył się z jednakową miłością. Dbał przede wszystkim o dobro duchowe każdego człowieka, obejmował też troską ludzi samotnych i chorych. 

Z pewnością lata spędzone w najbliższym otoczeniu Papieża to wielkie wyróżnienie, ale też ogrom odpowiedzialnej pracy. Na czym polegała rola sekretarza papieskiego u boku Jana Pawła II?
 
– Jako drugi sekretarz byłem odpowiedzialny za Kancelarię papieską. Przygotowywałem Ojcu Świętemu dokumenty do wglądu, ponadto codzienny przegląd prasy. Przyjmowałem także niektórych gości, którzy przychodzili do Ojca Świętego, organizowałem też Msze Święte poranne. Słowem, moim zadaniem była troska o dobre funkcjonowanie Kancelarii i Domu Papieskiego. 

Jan Paweł II był charyzmatykiem, a równocześnie intelektualistą. Większość z nas znała Go jednak tylko z transmisji uroczystości kościelnych, pielgrzymek do Polski. Ksiądz Arcybiskup jako bliski współpracownik obserwował Go na co dzień. Jaki był Ojciec Święty w relacjach bezpośrednich?
 
– Był bardzo spokojnym, zrównoważonym, ciepłym człowiekiem, a przy tym niezwykle pogodnym. Był osobą niewiarygodnie zdyscyplinowaną, wymagał przede wszystkim od siebie, ale także od innych. Miał harmonogram dnia, którego ściśle przestrzegał i którego się trzymał. Ta konsekwencja w działaniu pozwalała Mu na dobrą organizację pracy zawsze, nawet w chorobie, można powiedzieć – do końca życia. Jednocześnie był człowiekiem dobrotliwym. Wiedzą to wszyscy, którzy mieli okazję się z Nim spotkać, przede wszystkim jednak ci, z którymi współpracował, czy to przedstawiciele Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej, czy my, osoby z najbliższego otoczenia. Nikt nie odczuwał lęku czy strachu przed spotkaniem z Ojcem Świętym. Przeciwnie, przychodziło się do Jana Pawła II z wielkim pokojem, zresztą On sam miał w sobie pokój, który udzielał się wszystkim dookoła. Stwarzał atmosferę, w której przy Jego boku mogłem się czuć jak we własnym domu. Jako podwładny Jana Pawła II życzyłbym wszystkim, aby ich przełożeni byli tacy jak nasz Ojciec Święty. 

A jaki był Ojciec Święty w relacji do Księdza Arcybiskupa?
 
– Można powiedzieć, że był Ojcem. Ojcem wymagającym, ale jednocześnie swoją postawą i zachowaniem bardzo pouczającym. Był bardzo dobrym człowiekiem i dobroć tę miałem szczęście odczuć osobiście. 

Niewiele wiemy o codziennej pracy Papieża skrytej gdzieś w ciszy watykańskich gabinetów. Jak wyglądały zajęcia Sługi Bożego, dzielił je przecież z modlitwą?
 
– To prawda, modlitwa i relacje z Panem Bogiem zawsze były na pierwszym miejscu. Ojciec Święty kładł się późno i wstawał bardzo wcześnie. Mszę Świętą w swojej prywatnej kaplicy, na którą zapraszał gości, poprzedzała modlitwa i rozmyślanie. Po Mszy Świętej i dziękczynieniu spotykał się na chwilę ze swoimi gośćmi i spożywał śniadanie. Potem jeszcze raz wracał do kaplicy, a następnie przygotowywał się do audiencji, do spotkań lub pracował w swojej bibliotece. Przygotowywał homilie, przemówienia, pisał listy pasterskie, prywatne, ale także encykliki czy inne ważne dokumenty. Każdego dnia od godz. 11.00 do 13.30 były oficjalne spotkania, potem zaś obiad, na który zawsze zapraszał najbliższych pracowników Kurii Rzymskiej lub innych gości. Po południu, po chwili odpoczynku, Ojciec Święty przeglądał czasopisma, po czym znów wracał do pracy. Tak było do 18.00, kiedy przez godzinę spotykał się z najbliższymi współpracownikami. Jan Paweł II miał zawsze czas na modlitwę, Koronkę do Miłosierdzia Bożego, Nieszpory, a w piątek na odprawienie Drogi Krzyżowej. W każdy czwartek była Godzina Święta, a przez cały rok codziennie adoracja Najświętszego Sakramentu. Wieczorem po kolacji, na której zazwyczaj też spotykał się z zaproszonymi gośćmi, była Kompleta, Apel Jasnogórski o godz. 21.00, a potem ok. 23.00 Ojciec Święty udawał się na odpoczynek. 

Trzecia rocznica śmierci Jana Pawła nieuchronnie prowadzi nas ku rozważaniom na temat wpływu, jaki wywarł On na oblicze świata, a także na sposób, w jaki sprawował posługę papieską. Towarzyszył Ksiądz Arcybiskup w pielgrzymkach, spotkaniach Papieża z ludźmi. Czym Ojciec Święty zdobył sobie tak wielki autorytet moralny, czym zaskarbił sobie ludzkie serca?
 
– Jan Paweł II miał szczególny charyzmat i był człowiekiem zawierzenia. Myślę, że poprzez modlitwę Bóg udzielał mu wielkiej łaski umiejętności docierania do każdego człowieka. Pomocna w tych relacjach była wielka pokora Papieża, skromność, a jednocześnie zdolność do przenikania swoją duchowością, a także wiedzą, do ludzkich serc. To wszystko sprawiało, iż bez trudu docierał do każdego, każdego zauważał i do wszystkich kierował Słowo Boże. Był Ojcem, który upomina się o wszystkie swoje dzieci, a w szczególności o najbiedniejszych, chorych i samotnych. W ten sposób wszyscy czuli się ogarnięci miłością naszego Ojca Świętego. 

Jako Polacy czuliśmy się szczególnie wyróżnieni, że nasz rodak piastuje najwyższy urząd w Kościele. Proszę powiedzieć, jakie znaczenie pontyfikat Jana Pawła II miał dla Polski i dla nas, Polaków?
 
– Był to powiew Ducha Świętego, wiatr prawdziwej wolności serc i umysłów po latach zniewolenia. Wszyscy pamiętamy, w jakim układzie politycznym znajdowała się Polska w 1978 r., a Ojciec Święty wlał w nasze serca nadzieję, otuchę, odwagę, a jednocześnie zapoczątkował wielką wewnętrzną przemianę Polaków. Szczyciliśmy się, że ten Papież, tak Wielki Papież, pochodzi z Polski. Ojciec Święty kochał nas, ale też od nas wymagał. Tak było podczas każdej z pielgrzymek do Ojczyzny, gdzie wzywał nas do wierności Panu Bogu, pobudzał patriotyzm w sercach, studził emocje, zachęcając jednocześnie do jeszcze bardziej wzmożonego wysiłku na rzecz budowy ojczystego domu. 

Jan Paweł II odmienił świat, ludzkie serca. Odmienił też oblicze Watykanu, który zarówno za życia, jak i po śmierci Sługi Bożego stał się jeszcze bardziej otwarty na pielgrzymów z całego świata nawiedzających Jego grób. Czy mamy zatem do czynienia z Watykanem dwóch Papieży?
 
– Każdy Papież jest inny, ma swój własny dar od Boga, charyzmat, ale jednakowoż poświęca go dla szerzenia większej chwały Bożej. Niektórzy mówią, że za Benedykta XVI Watykan nawiedza więcej pielgrzymów, inni z kolei twierdzą, iż to Sługa Boży Jan Paweł II przyciąga tak wielkie rzesze. Myślę, że rola zarówno jednego, jak i drugiego Papieża jest tu bardzo ważna i potrzebna w budowaniu tego wielkiego autorytetu posługi Piotrowej. 

Czy sposób sprawowania posługi Piotrowej przez Jana Pawła II wpłynął znacząco na „model” papiestwa Benedykta XVI?
 
– Z pewnością tak. Ojciec Święty Benedykt XVI przez długie lata był jednym z najbliższych współpracowników Jana Pawła II, od którego też wiele zaczerpnął. Trzeba też pamiętać, że ks. kard. Ratzinger był teologiem o wielkim autorytecie, prefektem Kongregacji Nauki Wiary, i poprzez swoje zdolności i charyzmat pragnie realizować misję posługi Piotra, jaką powierzył mu Chrystus. 

Księże Arcybiskupie, kim dla Księdza osobiście był Jan Paweł II?
 
– Trudno to wyrazić w kilku słowach, ale to, co płynie z głębi serca, to przede wszystkim ogromna wdzięczność wobec tego wielkiego człowieka, świętego człowieka, osoby, od której nauczyłem się życia kapłańskiego, życia modlitwy, dobroci, miłości, pokory i człowieczeństwa. Czas spędzony w otoczeniu Sługi Bożego był dla mnie czasem łaski i najpiękniejszą szkołą życia, za którą Bogu dziękuję. 

Bóg zapłać za rozmowę.

Rozmawial Mariusz Kamieniecki 

KAPŁAN – WSPÓŁPRACOWNIK BOGA

pa0154831823564455zy4

Historia mojego powołania kapłańskiego? Historia ta znana jest przede wszystkim Bogu samemu. Każde powołanie kapłańskie w swej najgłębszej warstwie jest wielką tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka.

Czym jest kapłaństwo? Kim jest kapłan? Odpowiedź na te pytania bynajmniej nie jest łatwa. Ojciec Święty Jan Paweł II posługuje się określeniami: „dar i tajemnica”. Wyraża w ten sposób dwa istotne wymiary kapłaństwa. Pierwszy z nich wskazuje, że kapłaństwo w Kościele nie pochodzi z ustanowienia ludzkiego, lecz Boskiego. Zostało ofiarowane przez Chrystusa jako dar dla wszystkich ludzi, aby mieli skuteczną pomoc i środki do osiągnięcia zbawienia. Nie człowiek więc decyduje o tym, co należy do istoty posłannictwa kapłańskiego, lecz Chrystus. O ile w pierwszym określeniu zawarte jest nadprzyrodzone spojrzenie na kapłaństwo, o tyle w drugim – „tajemnica” – w większym stopniu zawiera się spojrzenie z ludzkiego punktu widzenia. Kapłaństwo przerasta możliwości ludzkiego zrozumienia. Jest cudem, wobec którego rozum człowieka może przyjąć tylko postawę zdumienia, zadziwienia, a kierując się wiarą – wdzięczności. Niepojętym pozostanie to, że człowiek – kapłan może wykonywać czynności Boskie, a Bóg powierzył się dosłownie jego rękom. Trudno w ludzkich kategoriach wytłumaczyć, że osoba kapłana jest tajemniczym miejscem spotkania czasu i wieczności, tworzących jedną całość – tak jak tego chciał tego Chrystus. Św. Efrem (+373) ujął to następująco: „O cudzie nadzwyczajny, o niewypowiedziana mocy, o grozę budząca tajemnico kapłaństwa! Duchowy to i święty, wzniosły i nieposzlakowany urząd, jaki nam niegodnym przyniósł Chrystus, gdy na ten świat przyszedł. Padam na kolana i ze łzami proszę, aby mi wolno było mówić o kapłaństwie, prawdziwym skarbie dla tych, którzy je sprawują nienagannie i święcie. Kapłaństwo bowiem jest pełną blasku tarczą, niezachwianą wieżą, murem nie do zburzenia, budową mocną, wznoszącą się z ziemi aż do nieba. […] Przez kapłaństwo ziemia otrzymuje zbawienie i stworzenie światło. […] Kapłaństwo zrywa więzy śmierci, […] ludziom daje moc bezcielesnych istot” (O kapłaństwie, 1.2).

Takie rozumienie kapłaństwa nadaje posłudze kapłana wymiar ponadziemski, a jego samego sytuuje na płaszczyźnie działań samego Boga. Staje się on nie tylko najściślejszym, ale i nieodzownym współpracownikiem Boga w realizacji dzieła zbawienia. Zwróćmy uwagę na najistotniejsze dziedziny, w których Bóg posługuje się kapłanem jako niezbędnym instrumentem.

KAPŁAN – ALTER CHRISTUS
Eucharystia jest tym sakramentem, w którym uwidacznia się w sposób najbardziej wyrazisty, kim jest kapłan. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Chrystus ustanowił zarówno sakrament Eucharystii, jak i sakrament kapłaństwa w czasie Ostatniej Wieczerzy, wskazując na ich nierozerwalny związek. Bez kapłana nie będzie Eucharystii! W czasie Ostatniej Wieczerzy Chrystus sam wypowiedział słowa: „To jest Ciało moje”, „To jest Krew moja”. Dodał jednak: „To czyńcie na moją pamiątkę”. W ten sposób pokazał, że swoje jedyne kapłaństwo pragnie dzielić z ludźmi i uczynił ich do tego zdolnymi. W czasie święceń kapłańskich Chrystus mistycznie wciela się w kapłana. Odtąd to On działa przez niego. Kapłan wypowiadając anamnezę w czasie konsekracji, nie zmienia słów Chrystusa. Mówi: „Ciało moje”, „Krew moja”. Utożsamia się w ten sposób z Chrystusem. Działa „in persona Christi”, czyniąc obecnym Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Jan Paweł II zauważa w encyklice Ecclesia de Eucharistia, że kapłan wypowiadając Chrystusowe słowa z Wieczernika, „[…] raczej użycza swoich ust i swojego głosu Temu, który wypowiedział je w Wieczerniku i który chce, ażeby były wypowiadane z pokolenia na pokolenie przez wszystkich, którzy w Kościele uczestniczą w sposób służebny w Jego Kapłaństwie” (n. 5). Słowa „na moją pamiątkę” oznaczają w języku hebrajskim nie tylko wspomnienie, lecz także czynienie na nowo obecnym. Kapłan, sprawując Eucharystię, jest nie tylko świadkiem, ale także współautorem cudu przemiany, w której chleb staje się Ciałem, a wino Krwią Chrystusa, a także cudu uobecnienia Ofiary Krzyża i realizacji na naszych oczach misterium zbawienia.

Ludzki język nie jest w stanie wypowiedzieć wielkości tajemnicy, w której kapłan sprawujący Eucharystię nie tylko uczestniczy, ale której także jest dokonawcą. W całym tego słowa znaczeniu staje się „alter Christus”, choć sam powinien uważać siebie tylko za niegodnego sługę Eucharystii. Jest to bowiem cud niewypowiedziany i lęk budząca tajemnica, która w polskiej pieśni eucharystycznej została wyrażona następująco:

jakaż to jest moc wielka,
niech uzna dusza wszelka,
że to kapłan słowem sprawi,
iż się Chrystus zaraz stawi
z nieba na ołtarz.

KAPŁAN – ALTER SPIRITUS
Jako współautor cudu przemiany eucharystycznej kapłan jest nie tylko najściślejszym współpracownikiem Chrystusa, ale także Ducha Świętego. Aby dokonał się akt przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew Pańską, oprócz anamnezy konieczna jest bowiem również modlitwa epiklezy. Wypowiada je kapłan, który w imieniu Kościoła przyzywa Ducha Świętego, by zstąpił na dary ofiarne (chleb i wino) i przemienił w pokarm i napój dający życie wieczne, czyli uczynił je Ciałem i Krwią Chrystusa. Działanie Ducha Świętego dotyczy przede wszystkim skutków Eucharystii ujmowanych w kategoriach uczty i pokarmu. Duch Święty przyzywany przez kapłana modlitwą epiklezy – według określenia św. Cyryla Jerozolimskiego (+386) – „dotyka” materialnych darów chleba i wina, lecz czegokolwiek „dotknie” Duch Święty, to w konsekwencji jest uświęcone i przemienione. Tak więc chleb i wino staje się Ciałem i Krwią Chrystusa, a chrześcijanin przyjmując w Komunii Świętej przemieniony pokarm i napój, sam zostaje „dotknięty” uświęcającą mocą Ducha Świętego. Zgodnie z teologią cytowanego już wyżej św. Efrema, którą przywołuje w encyklice Ecclesia de Eucharistia Jan Paweł II, kto spożywa Ciało i Krew Chrystusa, spożywa także Ducha Świętego (por. n. 17). Jest to niewyobrażalna łaska dla człowieka. Do jej realizacji potrzebny jest kapłan, to on jest z jednej strony „narzędziem” (causa instrumentalis), którym posługuje się Duch Święty jak swoim współpracownikiem, z drugiej zaś strony kapłan, wypowiadając modlitwę epiklezy, staje się współsprawcą skutków Eucharystii dla wierzącego, który ją przyjmuje. Dzięki niemu przyjmującym Komunię Świętą zostaje udostępnione działanie Ducha Świętego w Eucharystii. To ośmieliło teologów okresu posoborowego do nazwania kapłana także „alter Spiritus”.

KAPŁAN – SZAFARZ POJEDNANIA CZŁOWIEKA Z BOGIEM
Słowa Chrystusa: „którym odpuścicie, są im odpuszczone”, wypowiedziane do Apostołów, pozostają aktualne dzięki sakramentowi kapłaństwa. Chrystus zawarł władzę odpuszczania grzechów w Kościele i dał tę moc kapłanom. Kapłan, niezależnie od stopnia osobistej świętości, ma moc odpuszczania grzechów. W formule rozgrzeszenia jest przypomniane, że to Duch Święty odpuszcza grzechy, jednakże udzielając rozgrzeszenia kapłan mówi: „ja ciebie rozgrzeszam”. To nie jest więc życzenie odpuszczenia grzechów, lecz stwierdzenie faktu. Kapłan w tym momencie nawet nie zwraca się do Boga z prośbą o zmiłowanie i przebaczenie dla grzesznika, lecz mocą Chrystusa odpuszcza grzechy. Kim więc jest kapłan, gdy rozgrzesza? Współpracownikiem Boga w pełnym znaczeniu tego słowa, a w sposób szczególny Ducha Świętego. „Kto może odpuszczać grzechy, jeśli nie sam Bóg” – szemrali faryzeusze, gdy Chrystus uzdrawiał paralityka. Ta świadomość towarzyszy także kapłanowi, który pozostając człowiekiem słabym i grzesznym, posiada z mandatu Chrystusa władzę Boską. W akcie rozgrzeszenia dochodzi w pełni do głosu kapłaństwo nie tylko w wymiarze tajemnicy, lecz także w wymiarze daru. Trudno bowiem nie zdawać sobie sprawy z radości i szczęścia, które przynosi ludziom odpuszczenie grzechów. Dar ten dostępny jest dzięki posłudze kapłana.

KAPŁAN – GŁOSICIEL SŁOWA
Głoszenie słowa, czyli nauczanie należy do niezbywalnych działań kapłana. Kapłan nie tylko naśladuje w tym Boskiego Zbawiciela, ale użyczając swoich ust przedłuża i uobecnia Jego słowa. Całe ziemskie życie Jezusa Chrystusa, a szczególnie ten jego okres, który nazywamy publiczną działalnością – to głównie nauczanie. Apostołowie rozszerzali je później na cały świat, a po nich czynią to kapłani. Kapłan, wypełniając tę misję, jest współpracownikiem Chrystusa w dosłownym znaczeniu tego słowa, bo głosi Jego naukę. Kto więc w dzisiejszych czasach głosi Ewangelię? Kapłan? Z pewnością, ale nie tylko. Bo przez jego usta mówi Chrystus. Dlatego św. Augustyn powie: „Chrystus zwiastuje Chrystusa”. Sobór Watykański II naucza, że to Chrystus mówi, kiedy w Kościele czyta się Pismo Święte (KL 7).

Zatem do kapłanów można odnieść słowa Dziejów Apostolskich: „nie możemy nie mówić” (Dz 4,20). A św. Paweł głoszenie Ewangelii uważa nie tylko za zadanie, ale za obowiązek, którego nie wypełnienie oznaczałoby sprzeniewierzenie się powołaniu apostolskiemu. „Nie jest dla mnie powodem do chluby, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (1 Kor 9,16). Dzieło ewangelizacji, które prowadzą kapłani, jest działaniem sakramentalnym samego Chrystusa. Kapłaństwo jest bowiem jedno: Chrystusowe. Zawiera w sobie wymiar misyjny, który realizuje każdy kapłan poprzez głoszenie słowa. W ten sposób misja Chrystusa trwa i realizuje się w sposób nieprzerwany.

Konkludując tych kilka myśli o kapłaństwie, trudno nie dojść do wniosku, że zarówno godność, jak i tajemnica kapłaństwa kryje się w tym, że kapłan z woli Chrystusa jest współpracownikiem Boga. Owa koniunkcja w osobie kapłana czasu i wieczności, grzeszności (człowieka) i świętości (Boga), stworzenia i Stwórcy z ludzkiego punktu widzenia wydaje się niemożliwa. Dla Boga jednak wszystko jest możliwe. I dlatego św. Paweł odważył się napisać słowa, które każdy kapłan ma prawo odnieść do siebie: „My, bowiem jesteśmy współpracownikami (synergoi) Boga” (1 Kor 3,9).

Autor: ks. Bogdan Częsz, Poznań 
Dodał: Piotrek

ŹRÓDŁO:   http://www.piotras.alleluja.pl

JAN PAWEŁ II PRZEMAWIAŁ NIEMYM BÓLEM – WYZNAJE BENEDYKT XVI

11Podczas przedświątecznego spotkania z kardynałami Kurii Rzymskiej Benedykt XVI mówił o cierpieniu i śmierci Jana Pawła II. Przypomniał najbardziej poruszające chwile pożegnania coraz bardziej chorego Papieża z wiernymi. Przemawiał swoim niemym bólem – podkreślił w przemówieniu Benedykt XVI.

Długie wystąpienie, tradycyjnie stanowiące podsumowanie najważniejszych wydarzeń w życiu Kościoła w kończącym się roku, Benedykt XVI poświęcił w dużej części swemu poprzednikowi. 

Żaden papież nie pozostawił tylu tekstów, co on, żaden z poprzednich papieży nie odwiedził, tak jak on, całego świata i nie przemawiał bezpośrednio do ludzi ze wszystkich kontynentów. Na koniec zaś przyszło mu podążać drogą cierpienia i ciszy – powiedział. 

Niezapomniane pozostaną dla nas obrazy Niedzieli Palmowej, kiedy z gałązką oliwną w ręku, naznaczony bólem papież pojawił się w swym oknie i udzielił nam błogosławieństwa przygotowując się do drogi w stronę Krzyża. Potem obraz z jego prywatnej kaplicy, gdy z krucyfiksem w ręku uczestniczył w Drodze Krzyżowej w Koloseum, gdzie tyle razy sam przewodniczył procesji niosąc krzyż. Wreszcie milczące błogosławieństwo w Niedzielę Wielkanocną, w którym poprzez cały ból ujrzeliśmy przebłysk obietnicy zmartwychwstania i życia wiecznego – powiedział Benedykt XVI. 

Podkreślił następnie, że „Ojciec Święty swymi słowami i swymi dziełami obdarzył nas wielkimi darami, ale nie mniej ważna jest lekcja, której udzielił nam z katedry cierpienia i ciszy”. Papież przemawiał swoim niemym bólem czyniąc z niego wielkie przesłanie – powiedział następca Jana Pawła II. 

Benedykt XVI przytoczył także obszerne fragmenty ostatniej książki zmarłego papieża pod tytułem „Pamięć i tożsamość”, poświęcone analizie zła na świecie. Z powodu własnego doświadczenia zła sprawa odkupienia stała się dla papieża Wojtyły zasadniczym i centralnym pytaniem jego życia i jego myśli jako chrześcijanina – zauważył Benedykt XVI . 

Zacytował też fragment refleksji Jana Pawła II na temat cierpienia: „Każde ludzkie cierpienie, każdy ból, każda słabość kryje w sobie obietnicę wyzwolenia. Zło jest w świecie również po to, żeby wyzwolić w nas miłość, dar z siebie… na rzecz tych, których dotyka cierpienie”. 

Benedykt XVI wyraził przekonanie, że „reakcja, z jaką na całym świecie przyjęto śmierć papieża, była poruszającą manifestacją wdzięczności za to, że w swojej posłudze ofiarował się całkowicie Bogu za wszystkich, była podziękowaniem za to, że w świecie przepełnionym nienawiścią i przemocą nauczył nas na nowo kochać i cierpieć w służbie dla innych”. 

Dał nam pewność, że to nie do zła należy na świecie ostatnie słowo – dodał Benedykt XVI. Nie nawiązał natomiast do rozpoczętego w czerwcu procesu beatyfikacyjnego polskiego papieża. 

W dalszej części swego przemówienia jako najważniejsze wydarzenia kończącego się roku w Kościele Benedykt XVI wymienił Światowe Dni Młodzieży w Kolonii, synod biskupów oraz obchody 40. rocznicy zakończenia Soboru Watykańskiego II. 

Na zakończenie zaś powrócił myślami do 19 kwietnia tego roku, dnia swego wyboru, gdy – jak podkreślił – „kolegium kardynalskiego nie bez niemałego strachu z mojej strony wybrało mnie następcą Jana Pawła II i świętego Piotra na katedrze biskupa Rzymu”. Zadanie to całkowicie przerosło to, co mogłem sobie wyobrazić jako moje powołanie – przyznał Benedykt XVI i poprosił kardynałów o modlitewne wsparcie. 

Sylwia Wysocka

ŹRÓDŁO:  http://www.aydam.org